Powiem tak - żaden późniejszy Batman, ani Burtona, ani Nolana, ani tym bardziej Schumachera, nie może się z tym równać. Ten film to awangarda w stanie czystym: jest absurdalny do granic, jest surrealistyczny i bezwstydnie perwersyjny. Nakręcony pół-żartem, pół-serio (choć ciężko odgadnąć, gdzie kończą się tu żarty, a gdzie zaczyna serio...), idealny ekranowy ekwiwalent komiksu. Nieskończenie naiwny, a przy tym zdradziecko przewrotny. Przyznaję bez bicia - już dawno (o ile kiedykolwiek) nie zdarzyło mi się oglądając film w samotności komentować go na włos z nieskrywanym zdumieniem. Ten film mnie zaszokował, zgwałcił moją wyobraźnię, obalił wszelkie stereotypowe i niestereotypowe wyobrażenia o sztuce filmowej. Ja chcę więcej!
UWAGA! To miesza w mózgu!
Masz rację, pod względem absurdu temu filmowi nie można nic zarzucić. Najpiękniejszą sceną dla mnie jest "wspinaczka" po ścianie. Bezbłędna.
Plastikowy rekin i bieganie z bombą (TAK bombą) też :d Idealna jazda po mózgu. Bardzo lubię do niego wracać.
To mówisz, że jest coś bardziej absurdalnego od sprayu na rekiny? Nie dotarłam dalej, bo ta scena "zeżarła" mi mózg :P
Boże koleś nie staraj się pokazywać na siłę jak to ładnie piszesz.A no i pisząc takie pierdoły,że film jest lepszy od tych Burtona czy Nolana zwyczajnie robisz z siebie ślepego bez gustu.
Głupszego filmu nie widziałem. Nawet nie ma co go porównywać do trylogii Nolana.
No bo nie można woleć jednego filmu od innych nie będąc tym samym pajacem przecież.
Czy ktoś może wie, gdzie można ten film obejrzeć/ kupić? :) Poszukuję od dłuższego czasu... Niestety, bezskutecznie, a bardzo chciałąbym zobaczyć, gdyż widziałam już wszystkie filmy z Batmanem poza tym. A skoro tyle dobrego o nim piszecie, to najwyraźniej warto. ; D
Jesli jestes melomanem batmanow, to w zadnym wypaadku nie ogladaj tego... To nie jest batman w dzisiejszym rozumieniu tej postaci, to jest mozgojebne cos, ktore wywraca trzewia na droga strone. To jest demonstracja absurdu w czystej postaci, batman tam jest przy okazji i tak naprawde nie o niego tutaj chodzi, a o zmielenie twojego mozgu do postaci papki...
Po takim seansie, o 3.00 w nocy, nie ma sie mysli, mozg rozkur*iony ;d ale zaiste, pomylilem sie, chodzilo mi o pasjonata. btw klawa recka filmu, ale z tym, ze lepszy w kategorii "batmanowania" od nolanowskiej trylogii o czlowieku nietoperzu, to juz lekka przesada;) Zakladam, ze wyszlo tak pod wplywem chwili, a nie z umyslnego przekladania komiksowosci nad klase filmow z christianem bale'm?
Szczerze mówiąc, dopuściłem się drobnego nadużycia, bo film też oglądałem w dziwnym stanie, pod wpływem środków zwiększających doznania. Ale samej trylogii Nolana nie cenię wysoko - "Początek" i "Mroczny Rycerz" to owszem, fajne filmy, ale już "Powstaje" uznaję za najgorszą opowieść o Człowieku-Nietoperzu, słabsza nawet od obrazów Schumachera. Zdecydowanie jestem z grupy istot, które wolą wizję Burtona, jesli już brać temat Batmana "na poważnie".
"Powstaje" jest wg Ciebie gorsze nawet niż "B&R" Schumachera ? Jakoś nie mogę w to uwierzyć.
Oj tak, ledwo wysiedziałem na tym filmie w kinie, a naprawdę lubię filmy z Bruce'em i jego uszatym alter ego. Nolan osiadł na laurach po tych wszystkich zachwytach.
Dzięki Caligula! Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz odkrywam dzięki Tobie taką perełkę. Jestem świeżo po seansie i jeszcze do końca nie wiem, co się stało. Naprawdę lubię tak inteligentny absurd. Przede wszystkim zdumiewa mnie, że już w latach 60-tych ktoś miał na tyle jaj, żeby zrobić tak wybitny pamflet na popkulturę. Ten film nic nie stracił na aktualności.
Szczerze mówiąc, gdybym był Burtonem, czy Nolanem i obejrzał wcześniej ten film, to nigdy, ale to przenigdy, nie odważyłbym się nakręcić niczego więcej o Batmanie (i nie uważam przy tym, że ich filmy są złe, po prostu w zwierciadle tego filmu wydają się być zwyczajnie śmieszne i płytkie). Ciekaw jestem, ilu ludzi dostrzega, że to nawet coś więcej niż Monty Python (bo Monty Python to z reguły czysta rozrywka, bez głębszej treści, a tutaj dostrzegam nie tylko unoszenie się w oparach absurdu, ale i po prostu świetną, rzetelną krytykę popkultury), a ilu myśli, że "Plan 9 from Outer Space".
Dla mnie to coś a'la "Dr. Strangelove or: How I Learned to Stop Worrying and Love the Bomb". Chociaż, mimo wszystko, to jednak nie ten sam poziom artystyczny, to jeśli chodzi o wywoływanie u mnie raz po raz paroksyzmów śmiechu bezpośrednio prowadzących do licznych skrętów kiszek, "Batman" jest co najmniej pod tym względem porównywalny.
W sumie ładnie to określiłeś: "pamflet". Mnie za pierwszym razem zbił na tyle z tropu, że kompletnie nie wiedziałem co myśleć. Podejrzewam, że twórcy serialu, a za nim i filmu, mieli po prostu za zadanie nakręcić serial dla dzieci i młodzieży, coś w duchu "Supermana" z lat 50-ych, ale postanowili pójść w zgrywę, zupełnie jakby stwierdzili: "no nie, nie wypada czegoś takiego potraktować na serio". Tak sobie to tłumaczę, bo innej drogi nie potrafię znaleźć. Miejscami rzecz jest wręcz perfidna w swym pogrywaniu z widzem i jeśli mam być szczery, to nie spodziewałbym się tego stopnia wyrafinowania po produkcji z lat 60-ych. Do Kubricka ciężko porównywać, bo tam mieliśmy kpinę całkowicie samoświadomą, podczas gdy z "Batmanem" problem jest taki, że egzystuje gdzieś na styku "wyższej samoświadomości", a... kompletnej nieświadomości. I Nolan (do Burtona wciąż mam ogromny sentyment) naprawdę prezentuje się przy tym śmiesznie.
Nie do końca bym się z Tobą zgodził. Nie wiem, czy czytujesz komiksy, ale lata '60 to dla tego medium tak zwana Srebrna Era. Była ona pokłosiem buntu obyczajowego, który krytykował komiks za bezsensowną brutalność i wręcz pornografię niektórych przedstawień. Nie pamiętam, czy to była pod koniec '40, czy na początku '50, ale w owym czasie urządzano marsze podczas których palono komiksy (!). Przez to musiały one mocno wyczilować. To właśnie wtedy pojawiały się komiksy sugerujące homoseksualność Bruca Wayna, był nawet taki komiks, gdzie Batman nosił w każdy dzień kostium w innym kolorze, a na okładce miał na sobie różowy. Nie wspominając już o batpsie, czy batmałpie (zresztą często mówiły one o jakiś kompletnych pierdołach, o związkach damsko - męskich, popularne były właśnie komiksy o nastolatkach i ich rozterkach, niekoniecznie kierowane do mężczyzn). Przez to w Srebrnej Erze żaden superbohater nie zabijał przeciwników. Dlatego uważam, że nie do końca była to "zgrywka". Z drugiej strony jeśli twórcy zdawali sobie sprawę z absurdalności owych dzieł (no, a chyba musieli bo zarówno Marvel jak i DC to dość zamknięte lobby) to możesz mieć rację. W każdym razie poza filmami Snyder'a nie ma niczego tak bliskiego komiksowemu pierwowzorowi. Także zgodzę się z Tobą, że to najlepszy film o Batmanie, chociaż zwłaszcza do pierwszego filmu Burtona mam wielki szacunek bo nikt nie zrobił takiego Gotham jak jego scenografowie (notabene dostali za to Oscara).
Podoba Ci się Batman zbawia świat, a Schumachera stawiasz najniżej ze wszystkich reżyserów?
Entuzjazm forumowicza, mam nadzieję zarazi i mnie, gdyż na dniach planuję zakup filmu na Blu-Ray w wersji z polskimi napisami. I gdy tego dokonam, śmigiem migiem go obejrzę, z geekowskim nastawieniem, entuzjazmem i radością w serduchu. Feeria kształtów, ról, postaci - ach, ten film, zdaje się, to chyba najbardziej komiksowa z wszystkich adaptacji, takowa adaptacja realiów historii obrazkowych Uniwersum DC. O tak!