Film byłby dobry, a nawet bardzo dobry, ale zabiła go wszędobylska nuda - po prostu. Początek był nawet zachęcający, oglądało się z zainteresowaniem, dopóki Bond nie postrzelił wiolonczelistki i dopóki Koskov nie uciekł. Potem film zrobił się przegadany i nudy, a szkoda, bo mogło wyjść coś ciekawego. Na koniec wreszcie zaczyna się akcja, ale jest się już bardzo znużonym i w ogóle ona nie cieszy. Sceny z samolotem jedynie trzymają w napięciu i zachwycają wykonaniem. A na samym końcu mamy sekwencje niczym w Rambo III - Afgańczycy walczący z wojskiem i są to Mudżahedini. A co do debitu Daltona - średnio pasuje mi w roli Bonda, niby zły nie jest, ale brakuje mu charyzmy Connery'ego, czy Moor'a. Z drugiej strony lepszy jak Brosnan, który zbyt lajtowo i luzacko podszedł do roli i zrobił z siebie lalusia.
Powiem szczerze że ten odcinek mi się nie podobał omijam go zawsze wole Licence to kill był ciekawszy tutaj mamy ładną dzuewczyne bonda naprawde śliczna i świetna tytułowa piosenka.
Gimbus to co najwyżej Ciebie zrobił, a swoją drogą, to powrót do gimnazjum przydałby Ci się, skoro nawet pisać nie umiesz po polsku, a silisz się na komentowanie. Jakbyś miał choćby 1/5 mojej wiedzy o filmach, to moglibyśmy dyskutować, ale widzę, że tu nawet zaczynu nie ma do dyskusji, skoro "znafaca" zaczyna od przytyków ad persona, a nie jakiejkolwiek argumentacji.